Część I
PRZYBITY DO KRZYŻA



Kadr z filmu „Pasja”, reż. Mel Gibson


,,(…)
Jezus wielokrotnie był odbierany przez świadków Jego działania i nauczania jako mający Moc. Jej źródłem jest namaszczenie przez Ducha, na co wskazał On sam, gdy objawił, że Jego Ojcem jest Wszechmogący. Tak więc źródłem mocy Jezusa jest miłość Boga, a jej znakami były niezwykłe cuda, których dokonywał, a które Ewangeliści nazywają dyameis – „działania potężne (Mt 12, 22; Łk 19, 37).
Ta moc niepokoiła faryzeuszów i uczonych w Piśmie, próbowali ją deprecjonować, ośmieszyć, a nawet dowodzili, że jej źródłem jest Belzebub. Można powiedzieć, że skazanie Jezusa na hańbiącą śmierć
na krzyżu miało też na celu ukazanie Jego bezsiły
i udowodnienie, że moc, którą podziwiały tłumy, była jedynie fikcją i zwodzeniem.
Jezus poddał się tej próbie, jakby pogodzony z intencją oskarżycieli, czekając do Zmartwychwstania na okazanie prawdziwej mocy. Agonia (gr. agona) to „walka, zmaganie się, poruszenie dusy, niepokój, przygnębienie:. Wszystkie te określenia dotyczą słabości i niepewności, są oznaką bezsiły. W obliczu własnej śmierci Jezus popadł
w przygnębienie- tak trzeba rozumieć słowa Łukasza
(Łk 22, 44). Zadano Mu wiele ciosów, by doprowadzić
Go do tego stanu, wciągając Go na drogę ku śmierci, którą chciał przejść do końca, by wykonać wolę Ojca.

Najokrutniejszym i najboleśniejszym sposobem krzyżowania było przybicie gwoździami rąk i nóg
do belek. Była to też metoda najszybsza – niekiedy skazaniec tracił przytomność już podczas przybijania.
Ci , których do krzyża przywiązywano, dusili się powoli, często całymi dniami, chyba że przed zachodem słońca połamano im nogi. Historyk Józef Flawiusz zapisał w Wojnie żydowskiej, że „żołnierze w swej przemożnej zaciętości przybijali skazańców na pośmiewisko gapiów w najróżniejszych pozach”

Przytwierdziwszy skazańca do belki poprzecznej (patibulum), umieszczano ją na pionowym palu (stipes)
na dwa sposoby: na jego końcu (crux patibulana– kształt litery T) albo poniżej (crux imissa). Krzyż Jezusa był
z pewnością crux immisa, ponieważ Jego titulus był umieszczony nad głową (Mt 27, 37). Ta mała deska
z przyczyną wyroku to jedyny zapis na temat Jezusa, o którym wiemy, że powstał za Jego życia.
Samo przybicie do belki i podniesienie jej było dla skazańca nieludzką męczarnią. Dlatego też, jak podają dwaj Ewangeliści- zgodnie z żydowskim zwyczajem żołnierze podali Jezusowi napój, który miał łagodzić ból. Już Księga Przysłów radzi: „Dajcie sycerę będącemu
w udręce, wino zgorzkniałemu na duchu: niech pije, niech o nędzy zapomni, na trud już niepomy”
(Prz 31, 6-7). Było to sprzeczne z rzymskimi procedurami dotyczącymi wyroków śmierci, ale wiadomo ze źródeł historycznych, że Rzymianie tolerowali lokalne zwyczaje w okupowanych krajach. Jezus jednak nie chciał skosztować odurzającego napoju, przyjmując w pełni cierpienie, które Mu zgotowano.
Patibulum podciągano sznurami na stipes wraz
z przybitym do niej za ręce skazańcem, podobnie jak wciąga się żagiel na masz. Był to najbardziej bolesny moment tortury. Rzymscy wykonawcy wyroku mówili nawet o tańcu krzyżowanego”, kiedy jego ciało wiło się w mękach. Cierpienie kończyło się, gdy stopy skazańca przybito do pala. Zwykle do krzyżowania używano czterech gwoździ, lecz już św. Ireneusz wspomina,
że Jezus został przybity trzema, ponieważ żołnierz zgubił jeden. Poświadcza to Całun Turyński.

Fragment Całunu Turyńskiego

Na przednim odbiciu Człowieka z Całunu można dostrzec ranę kutą nie we wnętrzu dłoni- jak przekazała tradycja ikonograficzna (zakaz wyroków rzez ukrzyżowanie obowiązywał od IV wieku i tych szczegółów egzekucji zapomniano). Tak wbity gwóźdź nie utrzymałby bowiem ciężaru ciała dorosłego mężczyzny. Złamałyby się przy tym kości śródręcza, co zaprzeczyłoby proroctwu: „Strzeże On wszystkich jego kości, ani jedna z nich nie ulegnie złamaniu” (Ps 34, 21). Gwoździe wbijano w nadgarstek, w tzw. szczelinę Destota. W przypadku Człowieka z Całunu uszkodzeniu uległ przy ty nerw środkowy ręki, powodując obkurczenie kciuka, który przylgnął do wewnętrznej strony dłoni- stąd brak jego odbicia. Prawa stopa odcisnęła się na Całunie w całości,
z lewej zaś widać piętę i wklęsłość. To znaczy, że została ona umieszczona na prawej, opartej bezpośrednio
na palu krzyża. Były przebite jednym gwoździem. Plamy krwi widniejące na Całunie wskazują na kwadratowy przekrój gwoździ, używanych zwykle przy krzyżowaniu na modlę rzymską.


Bł. Anna Katarzyna Emmerich sugestywnie i realistycznie przedstawiła scenę przybicia Jezusa do krzyża: ” Kaci pchnęli go gwałtownie w tył, by się położył, porwali Jego prawą rękę, przyłożyli dłoń do dziury wywierconej
w prawym ramieniu krzyża i przywiązali rękę sznurem. Następnie jeden z nich ukląkł na świętej piersi Jezusa, inny przytrzymywał kurczącą się rękę, trzeci zaś przyłożył do dłoni gwóźdź – długi, trójgraniasty, gruby jak duży palec, ostro spiłowany na końcu, i zaczęli gwałtownie bić z góry w główkę ćwieka żelaznym młotkiem. Krew trysnęła dokoła, obryzgując ręce katów. Ścięgna dłoni pozrywały się, a trójgraniasty gwóźdź wciągnął je za sobą w wąską wywierconą wcześniej dziurę. Wbity gwóźdź przechodził całą grubość drzewa
i wystawał nieco z drugiej strony”. Podobnie wyglądało wbicie kolejnych gwoździ.


Kadr z filmu „Jezus z Nazaretu”, reż. Frederico Zefirelli

W chwilach ogromnego cierpienia bardzo ważna jest obecność bliskich, gdyż samotność je pogłębia. Można przetrwać wiele trudnych doświadczeń, odnawiając siły
i czerpiąc odwagę z kontaktu z najbliższymi.
Jezus umierał w samotności- opuszczony przez uczniów i tłumy w obecności tylko oddzielonej kordonem żołnierzy Matki i kilku Jej krewnych oraz umiłowanego ucznia. Przypominają o tym także słowa św. Pawła: „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 7-8).
Dla wielu konających chrześcijan ostatnim przedmiotem, jaki biorą do rąk, aby towarzyszył im w chwili przejścia przez bramę śmierci, jest krzyż. Dodaje im odwagi, pozwala z ufnością oczekiwać na to, co niejasne
i niepewne. Jest to świadectwo wiary, że umierając, wstępują na tę samą drogę, którą przebył Jezus. Przeszedł nią także po to, abyśmy my nie musieli umierać samotnie i w lęku, abyśmy mieli w tej chwili obok siebie Kogoś najbliższego.


Krzyż z zawieszonym na nim Jezusem jest emblematem chrześcijaństwa. Przez wiele wieków umieszczano
na nim Chrystusa królującego, a dopiero od XII wieku- cierpiącego. Zrozumiano bowiem, że ludzkie cierpienie tak bardzo podobne jest do krzyża Syna Bożego,
że przypomnienie o tym, iż Jezus podjął go dobrowolnie dla naszego zbawienia i ocalenia, przynosi ulgę i daje nadzieję. Uwalnia od poczucia całkowitego osamotnienia, które towarzyszy każdemu poważnie choremu czy umierającemu.

W powieści współczesnego rosyjskiego pisarza Jurija Bondariewa Cisza wyrzucony z partii Sierioża, syn aresztowanego komunisty oskarżonego o zdradę władzy ludowej, rozważa: „Dlaczego ludzie lubią patrzeć
na wodę? (…) W wodzie jest ciągła zmiana dążenie do czegoś. Czyżby dążenie do szczęścia? Ale dlaczego podłość ludzka trwa od wieków?- od czasów Kaina i Judasza? Często jest aktywniejsza niż dobro, nie cofa się przed niczym. A dobro bywa miłosierne, przebacza, zapomina. Dlaczego?”




Doświadczenie zła rodzi pytania, na które człowiek- w ramach swej ludzkiej logiki i rozsądku- nie znajduje odpowiedzi. Przychodzi ona dopiero wraz
ze Zmartwychwstaniem, którego pojąć nie można. Podpowiada, że wszystko to musiało się stać, abo zło zostało zwyciężone i zapanowała radość. Nie ma Wielkiej Niedzieli bez Wielkiego Piątku! Nadal nie wiemy, dlaczego tak jest, ale wiemy, że Krzyż miał sens i cel.
Świadomość konieczności tego cierpienia sprawiła, że ani jedna skarga nie wyszła z ust składanego w ofierze Baranka. Przypomina On w ten sposób wszystkim,
co powiedział wcześniej: ” Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Mt 16, 24). Droga zaparcia się siebie, postępowania wbrew własnej woli, aby zrealizować wolę Boga, w posłuszeństwie prawu krzyża
i śmierci – jest drogą do prawdziwej wolności od zła
i grzechu. Św. Bonawentura mówił wprost, że najwyższe naśladowanie Jezusa polega na „krzyżowania siebie.
Nie jest to jednak wezwanie do cierpiętnictwa, lecz
do wolności. Jak uczył św. Paweł: „Wy bowiem, bracia, jesteście wezwani do wolności” (Ga 5, 13). Formuła ta zakłada, że człowiek nie jest całkowicie wolny, lecz dopiero tworzy swoją wolność (…) A wolność, jak tłumaczył Norwid, to zgodność woli człowieka z wolą Bożą; to nieustanne dążenie do niej.


Wiele rzeczy sprawia, że człowiek odrywa się
od wolności. Syreni głos ciała łatwo sprowadza
go na manowce; alkoholizm, narkomania, erotomania, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu obiecują nowe doznania i przyjemności, ucieczkę w nieznane raje. Można się od nich wyzwolić przez przebudzenie moralne – odkrycie prawdy o Bogu i naszej relacji do Niego. Prezydent USA George W. Bush przyznał, że wyszedł
z alkoholizmu, gdy stał się „na nowo chrześcijaninem”.
Aby naprawdę uwolnić się od zła, człowiek musi usłyszeć wezwanie Boga i zrozumieć swoje powołanie do „bycia sobą” – prawdziwym, takim, jaki ma być według Jego woli, świadomym zadań, jakie On przed nim stawia. Inaczej jest skazany na nieświadomy wybór tyranii fałszu, zniewolenie pętami kłamstwa, które składa fikcyjne obietnice bez pokrycia. Jest ono jednak zawsze atrakcyjniejsze niż cierpienie na krzyżu jako droga do Prawdy. „


Fragment pochodzi z książki „W stronę krzyża.Kazania wielkopostne” autorstwa ks. prof. Andrzeja Zwolińskiego.